kajaki przy rzeceRzeki były źródłem dochodu nie tylko ze względu na pobór cła w czasie ich przekraczania, czy też ze względu na mnogość ryb w ich nurtach, ale również jako ważne arterie, służące do spławu drewna. Z powodu rosnącego zapotrzebowania na ten naturalny budulec, od czasów średniowiecza flisactwo na pomorskich rzekach nabierało coraz większego znaczenia. Drewno było przez wiele stuleci jednym z nieodzownych materiałów do budowy szachulcowych domów, jak i statków w pobliskim Kołobrzegu, oraz służyło – oprócz popularnego wówczas torfu – jako opał.

Radew i Parsęta

Ponieważ połączenia między miejscowościami były wtedy zwykłymi, nieutwardzonymi duktami, droga wodna okazywała się więc najlepszą możliwością do transportu dużej ilości pochodzącego z okolicznych lasów drewna. Swoje apogeum flisactwo przeżywało na Pomorzu w XIX wieku, co zmusiło w 1843 roku wczesny rząd pruski do uporządkowania „ruchu” na Radwi i Parsęcie poprzez ustawę, odnowioną 25 lutego 1875 roku i podpisaną przez Ministrów: Finansów, Rolnictwa i Handlu. Zgodnie z nią, każdy obywatel po zameldowaniu u tutejszego urzędnika flisackiego, mógł spławiać drewno Radwią lub Parsętą.

Cały obszar tych rzek podlegał tylko jednemu urzędnikowi flisackiemu, a funkcję tę sprawował burmistrz Karlina. Do jego zadań należała „logistyka” spławu drewna, czyli wyznaczanie kolejności i terminu spławu oraz wydawanie odpowiednich pozwoleń, które każdy prowadzący flisak, czyli retman miał obowiązek nosić ze sobą. Dane flisaków, jak i czasy spławu były publikowane w Dzienniku Rządowym jak i w miejscowych dokumentach urzędowych. Do połowy lutego każdego roku należało zgłosić u Burmistrza spław niezwiązanego, luźnego drewna, które nie mogło pojedynczo przekraczać 1 m 30 cm. Dodatkowo podawano rodzaj spławianego drewna, jego jakość, miejsce spławu i nazwisko retmana. Taki spław trwał bowiem bardzo długo – czasami drewno potrzebowało kilku tygodni, aby przebyć całą Parsętę do Kołobrzegu – i spowodowałoby to dłuższy przestój młynów znajdujących się na obu rzekach.

Z tego też powodu zatrzymywano luźno pływające drewno na śluzach znajdujących się na trasie wodnej, aby dryfujący „maruderzy” dołączyli do reszty, a młyny były wtedy ostrzegane z dobowym wyprzedzeniem o spławie. Oprócz tego otrzymywały one finansowe zadośćuczynienie za czas przestoju, które rozliczano stawkami godzinowymi, jak i dniówkami. Pewną rekompensatą dla mieszkańców była zaś możliwość wyławiania pozostałych po spławie pojedynczych kawałków drewna, które czasami „zakotwiczały” w niedostępnych meandrach rzek, lub z powodu własnego ciężaru szły pod wodę, aby wypłynąć dopiero po długim czasie. Śluzy na Rzekach lub kanałach miały jeszcze jedno bardzo ważne zadanie, a mianowicie przy nich liczono drewno i pobierano opłaty. Samo otwarcie wrót śluzy kosztowało również pewną sumę, którą często ponownie inwestowano w zapewnienie jej dalszego funkcjonowania. Tam, gdzie nie było śluz, stawiano tak zwane „szlabany”, które również zatrzymywały płynące belki i których to właściciel musiał rozliczyć się później z kasą miejską. Takie zapory znajdowały się np. w Krosinie, Doblu, Rościnie, Karlinie i Kołobrzegu. W Karlinie „szlaban” znajdował się w okolicy mostu kolejowego nad Radwią. Tutejsza śluza, znajdująca się na Kanale Młyńskim, miała natomiast za zadanie regulować spław drewna Radwią w postaci długich tratew, które nie mogły pokonać wodospadu i płynęły spokojnie tymże Kanałem.

Śluza na Parsęcie Karlino

Śluza na Parsęcie Karlino

Zobacz także most kolejowy nad Radwią